Paraolimpiada. Na boiska, tory i bieżnie wyszli paraolimpijczycy – ludzie, dla których sport wydawałby się ostatnią możliwą aktywnością. Ale w igrzyskach paraolimpijskich więcej jest idei olimpizmu niż w zakończonych już zawodach sportowych gwiazd.
Paraolimpijczycy nie mają nóg albo rąk, cierpią z powodu poharatanych kręgosłupów i niedowładów, czasem nie widzą, czasem nie słyszą, a czasem są niepełnosprawni umysłowo. A jednak przebiegną setkę na dwóch protezach dwa razy szybciej niż zrobiłby to współczesny człowiek kanapowy o wszystkich kończynach, gdyby w ogóle chciało mu się ruszyć. Pokazują, że można grać w siatkówkę bez nóg, o pływaniu już nie wspominając. Można grać w koszykówkę na wózkach, uprawiać łucznictwo napinając łuk nogą, startować w biegach na bieżni, choć widzi się tylko ciemność. Wystarczy popatrzeć na paraolimpijczyków, by przekonać się jak wielkie możliwości tkwią w organizmie człowieka. I jego psychice oraz umyśle, bo samo ciało nie dokonałoby tych wspaniałych rzeczy, które robią paraolimpijczycy.
Paraolimpiada po cichu
W paraolimpiadach jest znacznie więcej ze starożytnego ideału kalos kagathos, który kreował nowożytny ruch olimpijski. Kalos – piękny, kagathos – dobry. Dziś dość rzadko spotyka się połączenie tych wartości w zawodach zbudowanych jak bogowie gwiazd współczesnego sportu. Znacznie więcej jest ich na paraolimpiadzie, choć sami paraolimpijczycy mówią o sobie, że nie są ideałami. Potrafią wybuchnąć jak brytyjski kolarz torowy Jody Cundy, który w Londynie nakrzyczał na sędziów po dyskwalifikacji za falstart. A jednak ich droga i walka budzi szacunek. I przykro, że możemy sobie o ich medalach poczytać tylko gdzieś między wieściami o zbyt drogiej transmisji meczu polskich piłkarzy z Czarnogórą, a newsem o niejakim Rasiaku, co to niewiele osób pamięta, kto to jest. W telewizji się startu paraolimpijczyków nie uświadczy.
Niemedialni paraolimpijczycy
Oscar Pistorius, sprinter z RPA biegający na dwóch protezach, jest jednym z nielicznych paraolimpijczyków szeroko znanych w świecie. Bo zachciało mu się rywalizować z pełnosprawnymi sportowcami, więc wystartował w Pekinie, potem w Londynie. W Polsce znamy też Natalię Partykę, pingpongistkę walczącą jedną ręką, złotą medalistkę z poprzednich igrzysk paraolimpijskich. Ale to nie wystarczy, żeby telewizja zdecydowała się, by pokazać ich zawody. Niestety są mniej medialne niż kiepski futbol w wykonaniu naszych drużyn.
To nasz problem
Nawet można zrozumieć to usuwanie niepełnosprawnych w cień. Tłumaczy to np. dysonans poznawczy, który człowiek ma, gdy widzi coś do czego nie jest przyzwyczajony, a taką osobą jest ktoś bez ręki lub z kikutem nogi. Jeśli go ukrywa pod ubraniem to jeszcze pół biedy, ale gdy go prezentuje np. na meczu siatkówki? Kiedy stykamy się z kalectwem to budzi w nas to rozmaite trudne uczucia. Nie wiemy jak się zachować. Czujemy się niezręcznie, bo nie orientujemy się czy nasze zachowania lub słowa nie okażą się nietaktowne, nie zranią osoby niepełnosprawnej. Patrzeć na tą nieobecną nogę czy nie? Budzi się w nas litość, ale nie chcemy swoją litością zrobić komuś przykrości. Czasem rzeczywiście jesteśmy nietaktowni, czasem przesadzamy z delikatnością. Generalnie niepełnosprawni są trochę, za przeproszeniem, śmierdzącym jajem, którego boimy się dotykać. I w końcu jesteśmy na nich wściekli, że sprawiają tyle kłopotu. Lepiej więc wygłosić parę okrągłych zdań, gdy paraolimpijczycy wrócą z workiem medali, wręczyć im nagrody i odznaczenia (pięknie ubranym) niż patrzeć, jak wymachując tymi swoimi kikutami, wylewają pot na boiskach. Czy ktoś pomyślał ile przez to tracimy? Jak wielu osobom, niepełnosprawni olimpijczycy mogliby wlać w serce nadzieję i mobilizację? Od współczesnych gwiazd sportu uczymy się głównie jak być gwiazdą – bogatą, piękną i utytułowaną. Od paraolimpijczyków można by pociągnąć trochę hartu ducha, uporu, wiary i umiejętności pokonywania barier.
Słupki ponad wszystko
Telewizja wytrzepała się z pieniędzy transmitując igrzyska pełnosprawnych. Ale po pierwsze niepełnosprawni w Polsce to niemal 6 milionów ludzi! A paraolimpiada to są przecież ich igrzyska! Dlaczego nie mogą ich obejrzeć? Przecież telewizja jest dla wszystkich, zwłaszcza publiczna! Nie mówiąc już o tym, że media publiczne mogłyby zrobić coś na rzecz oswojenia reszty społeczeństwa z niepełnosprawnością. Bo kiedy widzimy coś na co dzień, to staje się dla nas normalne, i nie ma już dysonansu poznawczego. Kiedy się z czymś spotykamy, to uczymy się z tym obcować, nabieramy wyczucia, pozbywamy się przesądów i stereotypów. Kontakty i zachowania stają się po prostu naturalne. No ale w świecie, w którym liczą się słupki oglądalności i bezwzględnie rządzi masowy gust, jaki by nie był, to niestety trudne. A namawianie kogoś do wysiłku, do tego, żeby poświęcił swój komfort, by poprawić komfort innych – to już po prostu niemożliwe. Może za parę lat, gdy w metrze w Warszawie i w innych miejscach będą wisiały billboardy z niepełnosprawnymi sportowcami, coś się zmieni.
Anna Ławniczak