
Śnieg?! W październiku to czysta depresja. Przynajmniej dla mnie. Co za pogoda! Przeskok z jesieni pełnej złota, żółci, brązów i czerwieni prosto w środek zimy, to dla mnie zbyt ekstremalna zmiana klimatu.
Śnieg  w październiku to świetna pogoda na zrzędzenie (no i gdzie to  ocieplenie klimatu?), paranoiczną wizję dziejów (los to zawsze  człowiekowi potrafi dokopać), smutek, chandrę i spleen (hej! Mały  konkurs: co to znaczy spleen? Nie chodzi o śledzionę). Pełzająca depresja  skłoniła mnie do porządków w szafie (rusz się kobieto, nie wpadaj w  depresję!). Przeznaczyłam do recyclingu i upcyclingu dwie siatki  ciuchów, co zmieniło pełzającą depresję w depresję głębinową.  Odchodzenie ciuchów, których już nie założę, bo będę wyglądała jak  dzidzia piernik, to ciemna strona dojrzałości. Wszystko przez ten śnieg.  Nie mógł poczekać w chmurach do grudnia? Przecież mamy ocieplenie  klimatu, do diabła!Gwiazdkowa biel ma zupełnie inne zabarwienie  emocjonalne! Wtedy jest pogoda na radość. Na Fb ktoś puścił złotą myśl:  „Życie nie polega na tym, by przeczekać burzę, tylko by tańczyć w  deszczu”. Ale śnieg to całkiem inna forma skupienia. I wody i duszy.  Taki klimat.
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna

