logo

Przedpremierowy pokaz nowego filmu FELIKSA FALKA „Kapitał, czyli jak zrobić pieniądze w Polsce" odbył się w DKF Stodoła. Po projekcji reżyser odpowiedział na kilka moich pytań.
Sławomir Zygmunt: „Kapitał" jest jednym z nielicznych   polskich filmów, który w czołówce ma dokładną datę ukończenia zdjęć. Czy to było celowe? Feliks Falk: Tak, ten napis dałem celowo,  dlatego,  że dzisiaj  ten film odbieramy już trochę inaczej. Początek 1989 roku nie napawał  nas takim optymizmem, rozpoczynały się obrady „okrągłego stołu", w perspektywie były wybory, nie wiadomo było jak się to wszystko skończy. Duża część naszej inteligencji była już za granicą, inni wyjeżdżali. Teraz jest inaczej, może nie do końca lepiej, bo ludzie też wyjeżdżają, ale już nie tak masowo, jak wtedy. Chciałem, żeby widz miał świadomość, że akcja filmu rozgrywa się w określonej  sytuacji.
To pana pierwsza komedia? To miał być „oddech" między „poważnymi" filmami. Wbrew pozorom komedia nie należy do łatwych gatunków. Przed przystąpieniem do zadjęć myślałem, że będę w trakcie realizacji bawił się tym filmem, ale tak się nie stało. Ciągle się zastanawiałem, w którą stronę pójść. Nie chciałem nakręcić taniej komedyjki, choć wiem, że na takie przychodzi więcej widzów. Chciałem, żeby „Kapitał", oprócz dużej dozy humoru, zawierał pewne przesłanie.
I jakie ono jest? Pieniądze tak, ale nie za wszelką cenę.
A czy pan nie chciałby mieć dużo pieniędzy? Oczywiście, że chciałbym. Pieniądze dają poczucie bezpieczeństwa.
Na co by je pan przeznaczył? Na podróże i kręcenie własnych filmów.
„Kapitał" kończy się dość zaskakująco... Napisałem dwie wersje zakończenia i nie mogłem się zdecydować, którą wybrać. Gabriela Kownacka zaproponowała drugie rozwiązanie i ono weszło do filmu. Miała rację, ponieważ widzowie lubią, kiedy bohater zwycięża, gdy jego trud nie idzie na marne.
Czy zawsze w trakcie realizacji filmu ulega pan sugestiom współpracowników? Wszelkie zmiany w scenariuszu podczas zdjęć są niebezpieczne, burzą ustalony wcześniej   harmonogram produkcji, ekipa zamiast pracować, dyskutuje. Dlatego proszę współpracowników i aktorów o wszelkie uwagi przed rozpoczęciem zdjęć.
W pana filmie bohater otwiera coraz to inne firmy, aż wreszcie zaczyna sprzedawać... żaby. Skąd taki surrealistyczny pomysł? Jest  to autentyczna historia. Pewien człowiek opowiedział mi, że miał kiedyś firmę, która   sprzedawała na Zachód żaby. Interes świetnie prosperował do momentu, gdy zaprotestowała Liga Ochrony Przyrody. Zaproponował im że będzie co miesiąc wypuszczał 500 samic i samców do lasu. Nie zgodzili się i zaskarżyli go do sądu pod zarzutem znęcania się nad zwierzętami. Sąd uznał, że to niemożliwe, żeby ludzie mogli jeść żaby, bo przecież one są takie obrzydliwe, niesmaczne i... wydał wyrok skazujący. Ten człowiek musiał zamknąć firmę.
Z chwilą, kiedy bohater „Kapitału" otwiera nową firmę i zaczyna nieźle prosperować pojawia się tajemnicza postać Mariana Duszy. To postać umowna i miała uosabiać niepowodzenie, pech. Oczywiście mogłem wprowadzić kilka takich postaci, ale uważałem, że więcej śmiechu wywoła sytuacja, w której ten sam człowiek będzie występował pod różnymi szyldami: Sanepid, Liga Ochrony Przyrody itd.
Dlaczego kręci pan filmy według własnych scenariuszy? Nie potrafiłbym zrobić filmu według cudzego tekstu. Za bardzo szanuję to, co ktoś napisał, żeby dokonywać niezbędnych dla mnie zmian w scenariuszu.
Czy nie obawia się pan, że „Kapitał" może zostać odczytany jako wyśmiewanie się z polskiej inteligencji? Gdy pokazywałem „Wodzireja" w ośrodkach polonijnych USA i Kanady, spotkałem się z krytyką. Zarzucono mi, że nie dość, iż w swoim filmie obsmarowałem Polaków, to jeszcze pokazuję to za granicą. Myślę, że w przypadku „Kapitału" nie wchodzi to w rachubę, bo to przecież komedia, a w komedii zawsze ktoś z kogoś się naśmiewa.
Rozmawiał: SŁAWOMIR ZYGMUNT, 25.02.1990
Kapitał, czyli jak zrobić pieniądze w Polsce, komedia, Polska 1989, reż. Feliks Falk
Po „Wodzireju", w którym bohater „po trupach" robił karierę — Feliks Falk w swych kolejnych filmach ukazywał ciemną stronę naszej rzeczywistości. Nie inaczej jest w jego najnowszym filmie, z tym, że „Kapitał" jest komedią. Oglądamy w nim perypetie doktora socjologii — Pawła Nowosada (Piotr Machalica), który po 3 latach pobytu w USA wraca do kraju i postanawia korzystnie zainwestować zarobione dolary. W świat polskich biznesmenów wprowadza go przyjaciel, aktor-kombinator, doradzając z kim warto wejść w spółką, z kim nie należy się zadawać, o której godzinie wyjść z przyjęcia itd. Nowosad rozpoczyna od frytek, a kończy na... Zakończenie jest zaskakujące. W filmie sporo jest kapitalnych obserwacji rodzimego biznesu, w którym nie idzie o to, żeby dużo wyprodukować i dobrze sprzedać, lecz ukraść, oszukać, zrobić wspólnika w balona. Nie jest więc to świat ani ciekawy, ani kolorowy, ani — tym bardziej — bezpieczny. W rozwinięciu skrzydeł przeszkadzają nie tyle przepisy, co ludzka zawiść. Nasz bohater, starając się uchronić własną czystość moralną, coraz bardziej zanurza się w tym bagienku. Z „Kapitału" wynika mądrość: jeśli się na czymś nie znasz, to się za to nie bierz. Jeśli jesteś doktorem socjologii — zajmij się pracą naukową. Jeśli pisarzem — pisz następną książkę, jeśli muzykiem — graj, komponuj itd. Nie marnuj czasu i energii na bzdury. Rozwijaj się, a sukces sam zapuka do twoich drzwi.
Sławomir Zygmunt