
Stara secesyjna kamienica w centrum Budapesztu. Przed budynkiem zatopiony w zieleni plac zabaw dla dzieci. Wszędzie czysto, na schodach najmniejszego papierka, jakby co chwilę ktoś sprzątał. Na ostatnim piętrze na ścianach plakaty: Wałęsa, Kuroń i słynne zdjęcie Jacka Nicholsona ze znaczkiem „Solidarności". Nietrudno się domyślić, że jestem na miejscu. Za chwilę siedzimy z Csabą w dużej, przestrzennej jadalni przy dębowym stole. Mój rozmówca ma 37 lat, jest prawnikiem. Pracuje w Instytucie Socjologii Państwowej Akademii Nauk, wykłada także na Uniwersytecie. Żonaty, dwoje dzieci.
Sławomir Zygmunt: Kiedy powstał Demokratyczny Związek Zawodowy Pracowników Naukowych (TDDSz)?
Csaba Ory: W 1988 roku, jeszcze w systemie kadarowskim, dokładnie na tydzień przed upadkiem Janosa Kadara. Wtedy na Węgrzech nie było jeszcze systemu wielopartyjnego, więc każdy, kto chciał działać w opozycji przychodził do nas. I teraz nie ma takiej partii, w której nie byłoby naszych dawnych współpracowników.
Jak wyglądała na Węgrzech sytuacja przed upadkiem Kadara?
W latach 70. działała tzw. mała opozycja. Powstanie w Polsce „Solidarności" dodało nam skrzydeł. Gdy u was na ulice wyjechały czołgi, u nas Kadar rozpoczął rozprawę z opozycją, najbardziej brutalną od 56 roku. Wielu moich kolegów znalazło się w wiezieniu. W 1987 r. zaczęliśmy organizować pierwsze demonstracje i znów rozpoczęły się prześladowania. Na porządku dziennym było bicie, wyrzucanie z pracy, zakładanie podsłuchów telefonicznych. W tym okresie, w podziemiu, zaczęły powstawać partie polityczne.
Przyznam się, że jestem trochę zagubiony w tej mnogości partii politycznych na Węgrzech. Tym bardziej, że niektóre skupiają dosłownie kilkudziesięciu członków.
Uważam, że wcale nie jest za dużo partii na Węgrzech. W Hiszpanii, po śmierci generała Franco powstało ich 70. U nas w 1956 r., w ciągu zaledwie trzech dni — 49. Was, Polaków, dziwi to, że niektóre partie mają mało członków, ale to początek. Społeczeństwo węgierskie jest jeszcze bardzo zastraszone. Przecież dopiero w ciągu ostatniego roku obalono wszystkie możliwe tabu. Ludzie nie mogą w to jeszcze uwierzyć, na to potrzeba czasu. Dlatego duże znaczenie w uświadamianiu ma dla nas zniesienie cenzury prewencyjnej (1 lipca — przypis S.Z.) i dostęp do środków masowego przekazu. Nie dążymy tylko do tego, żeby zlikwidować dyktaturę komunistyczną. Chcemy stworzyć nową formę demokracji, opartą na pluralizmie. Przecież inne zadania ma partia polityczna, zupełnie inne związek zawodowy, a jeszcze inne wszelkiego rodzaju stowarzyszenia. Na przykład, niedawno w Budapeszcie powstało Stowarzyszenie Ochrony Parków. To ważne, że ulica również może się zorganizowac... Dopóki na Węgrzech będzie trwała walka polityczna, będzie to znak, że idziemy we właściwym kierunku.
Czy mógłbyś wymienić główne zadania TDDSz?
Naczelnym zadaniem jest obrona interesów pracowniczych, ale nie tylko. Staramy się zmieniać stare, skostniałe ustawy i w tej materii odnosimy już pierwsze sukcesy. Najlepszym przykładem jest historia ustawy o strajkach. Oficjalny jej projekt był bardzo niebezpieczny, zawierał restrykcje antystrajkowe i nie stwarzał systemu negocjacji w sprawach pracowniczych, umo zliwiający wypracowanie kompromisu. Przygotowaliśmy w ciągu dwóch miesięcy nasz projekt i przekazaliśmy go posłom w parlamencie. Jednocześnie otrzymaliśmy poparcie od zagranicznych związków zawodowych, między innymi od „Solidarności". W efekcie uchwalono ustawę, bardzo bliską naszym intencjom. Siłą TDDSz jest przede wszystkim potencjał intelektualny. Wprawdzie w opozycyjnym „okrągłym stole" mamy status obserwatora, to jednak eksperci, których rząd potrzebuje są u nas i przedstawiciele władzy zdają sobie z tego sprawę.
Utrzymujecie ścisłe kontakty z „Solidarnością".
„Solidarność" jest dla nas przykładem, na Węgrzech ma ogromny autorytet. Na początku tego roku byłem w Polsce, ustaliliśmy wtedy wspólny program działania. W czerwcu w Budapeszcie był Adam Michnik, na jesieni planujemy wizytę Lecha Wałęsy. Chcemy, żeby przyjechał w październiku, w rocznicę rewolucji 56 r. Wtedy odbędzie się także Zjazd Demokratycznych Związków Zawodowych.
Jak na Węgrzech odebrano wprowadzenie stanu wojennego w Polsce?
To była dla nas tragedia. Jeden z moich przyjaciół był wtedy w wojsku i zastanawiał się, czy w ramach „bratniej pomocy" nie zostanie wysłany do Polski. Nikt nie wierzył w te wszystkie kłamstwa, które oficjalna propaganda rzucała na „Solidarność". W 1981 roku, z jeszcze większą mocą zrozumieliśmy, że metody likwidowania demokracji w naszym systemie są identyczne: Węgry — 56 r., Czechosłowacja — 68 r., Polska — 81 r., a teraz Pekin — 89 r.
Czy nie obawiasz się, że znajdzie się człowiek, który wykorzystując znany scenariusz zdławi to wszystko co osiągnęliście?
Nie wiem, czy w naszym kraju znalazłby się taki człowiek. Myślę, że mała jest szansa na takie rozwiązanie. Kierownictwo Gorbaczowa jest nieporównywalnie inteligentniejsze od poprzedniego. Rozumie, że jedyną drogą do demokracji jest ta, na którą wkroczyliśmy.
Czy jesteś optymistą patrząc w przyszłość Węgier?
Na to pytanie trudno dać jednoznaczną odpowiedź, bo system wciąż działa. W tej chwili stoimy na krawędzi ruiny gospodarczej, już zaczyna brakować na rynku podstawowych artykułów. Poza tym rozmowy przy naszym „okrągłym stole" weszły w fazę impasu. Kwestie sporne dotyczą terminu wyborów do parlamentu, wyboru prezydenta, zmian w konstytucji i podziału majątku WSPR. Jedno mogę powiedzieć na pewno: „gulaszowy socjalizm" Janosa Kadara zakończył się bezpowrotnie.
Rozmawiał: SŁAWOMIR ZYGMUNT, Politechnik 1989